[התמונה הבאה מגיעה מקישור שלא מתחיל ב https ולכן לא הוטמעה בדף כדי לשמור על https תקין:
http://wiadomosci.gazeta.pl/img/w/w.gif]
tan, PAP 2009-05-07, ostatnia aktualizacja 2009-05-07 06:35:40.0
PRZEGLĄD PRASY. Prawie miesiąc temu zniknął w Warszawie szyfrant wywiadu wojskowego, który zna najtajniejsze sekrety polskich służb specjalnych, alarmuje "Dziennik".
52-letniego chorążego Stefana Zielonki szukają tajne służby i policja. Śledczy nie wykluczają żadnej z wersji: od przypadkowej śmierci, aż po zdradę państwa, pisze gazeta.
Najczarniejszy scenariusz zakłada, że chorąży zdradził i został przez obcy wywiad wywieziony za granicę. Byłoby to śmiertelne zagrożenie dla żołnierzy i źródeł za granicą, bowiem Zielonka zna kryptonimy oficerów pracujących za granicą, ma informacje o tajnych źródłach.
Z informacji "Dziennika" wynika, że wojskowy miał problemy osobiste, do których doszedł konflikt o wynagrodzenie w pracy.
[התמונה הבאה מגיעה מקישור שלא מתחיל ב https ולכן לא הוטמעה בדף כדי לשמור על https תקין:
http://wiadomosci.gazeta.pl/img/w/w.gif]
Wojciech Czuchnowski 2009-05-07, ostatnia aktualizacja 2009-05-07 01:03:05.0
Dwaj rosyjscy dyplomaci, których wydalono z Polski, werbowali oficerów naszej armii. Niektórych podstawiła im Służba Kontrwywiadu Wojskowego. "Gazeta" poznała szczegóły operacji
O tym, że Polska wydaliła pod koniec 2008 r. dwóch pracowników biura attaché wojskowego Federacji Rosyjskiej w Warszawie, poinformowała w ub. tygodniu rosyjska agencja Interfax. Informacja ukazała się tuż przed wizytą w Moskwie szefa polskiego MSZ Radosława Sikorskiego. Analitycy polskich służb uznali więc, że to kontrolowany przeciek.
Czy chodziło o zakłócenie przebiegu tej wizyty? To jedna z hipotez. - Nie wierzę w przypadek. Szkoda, bo z naszej strony przez pół roku dotrzymaliśmy umowy i wiadomość o tym incydencie nie przedostała się do opinii publicznej, chociaż wiedzę oprócz służb mieli urzędnicy MSZ, kancelarii premiera oraz prezydenta - twierdzi znający sprawę rozmówca "Gazety". Nie chce, by podawać jego nazwisko ani nazwę instytucji, której podlega.
Ambasada Rosji nie udzieliła nam komentarza.
Gra w pozory
Według naszych źródeł na trop szpiegowskiej działalności rosyjskich dyplomatów wpadła Służba Kontrwywiadu Wojskowego, która przeprowadziła całą operację, a potem powiedziała o niej MSZ.
Według polskiego kontrwywiadu Aleksy K. i Siergiej P. - dwaj zastępcy attaché wojskowego Ambasady Federacji Rosyjskiej w Warszawie - budowali u nas sieć płatnych informatorów werbowanych wśród oficerów wojska.
Aleksy K. znany był z tego, że na oficjalnych spotkaniach występował w mundurze oficera marynarki wojennej. Siergiej P. należał do stowarzyszenia dziennikarzy zajmujących się tematyką wojskową. Próby werbunku mieli podejmować przede wszystkim za granicą, podczas międzynarodowych konferencji z udziałem polskich oficerów wysokich rangą.
Jeden z werbowanych poinformował o tym SKW i został użyty do gry z Rosjanami, podejmując pozorną współpracę. Aleksego K. i Siergieja P. miały interesować wszelkie informacje na temat NATO (przede wszystkim dane dotyczące tarczy antyrakietowej) oraz afery obyczajowe w kręgu polskiej generalicji i w MON.
Z buta czy po cichu
Pod koniec 2008 r. SKW nie miała już wątpliwości: dyplomatom "podstawiono" co najmniej kilku oficerów, którzy poszli na pozorną współpracę (przekazywali informacje nieprawdziwe lub nieistotne). Kontrwywiad ustalił, jakie stawki płacono informatorom (po kilka tysięcy dolarów). Namierzono też osoby, które świadomie poszły na współpracę z Rosjanami.
- Pojawiło się pytanie: co z tym zrobić? Złapać na gorącym uczynku, a potem wydalić "z buta" i nagłośnić sprawę, czy załatwić po cichu? Decyzja rządu była taka, że załatwiamy to "kanałem służb". Szef SKW porozumiał się ze swoim odpowiednikiem w Federacji Rosyjskiej, mówiąc mu: "Wiemy, co ci ludzie robili, zabierajcie ich i nie róbcie tego więcej" - opowiada nasz rozmówca.
Według niego Aleksy K. i Siergiej P. dostali tydzień na opuszczenie Polski. Wyjechali pod koniec listopada 2008 r. Jako oficjalny powód podali sprawy rodzinne.
Nie udało nam się dowiedzieć, co się stało z Polakami, którzy świadomie podjęli się współpracy z rosyjskimi szpiegami.
- Wydalenie bez rozgłosu dyplomatów podejrzanych o szpiegostwo to jedna z dopuszczalnych i bardzo rozsądnych form załatwienia sprawy - ocenia gen. Marek Dukaczewski, b. szef WSI. Nie wyobraża sobie, by wobec osób, które podjęły świadomą, niepozorowaną współpracę z Rosjanami, nie wyciągnięto żadnych konsekwencji. - Jeśli na tę współpracę są twarde dowody, kontrwywiad musiał zawiadomić prokuraturę - mówi były szef WSI.
W ramach retorsji strona rosyjska odesłała dwóch oficerów z polskiego ataszatu w Moskwie.
Szpiedzy w III RP
To pierwsza od 9 lat - ujawniona - sprawa szpiegowska z udziałem rosyjskich dyplomatów. Najgłośniejsza jak dotąd miała miejsce w styczniu 2000 r. za rządów AWS. UOP oficjalnie oskarżył wtedy o działalność szpiegowską 9 pracowników ambasady Rosji. Do MSZ wezwano ambasadora tego kraju i wręczono mu notę dyplomatyczną uznającą te osoby za personae non gratae. Rząd ogłosił sukces UOP. Ambasada Rosji wystosowała notę protestacyjną. Rosjanie uznali incydent za "kolejny przejaw histerii szpiegowskiej". W odwecie wydalili z Moskwy 9 naszych dyplomatów. W późniejszych latach, nawet jeżeli zdarzały się podobne sytuacje, nie były nagłaśniane. W 2004 r. do opinii publicznej przedostała się informacja o zatrzymaniu (w 2003 r.) porucznika WSI, który chciał przekazać dane systemu łączności NATO "Cronos" ambasadzie rosyjskiej. W 2005 r. ABW zatrzymała Marcina T., asystenta posła Józefa Gruszki (przewodniczący komisji ds. Orlenu). Asystent spędził kilka miesięcy w areszcie. W 2008 r. został przez sąd oczyszczony z zarzutów.
Wojciech Czuchnowski